Naleśniki ryżowe z krewetkami
Miałam mało okazji, by spróbować kuchni Dalekiego Wschodu (chińskiej, wietnamskiej, koreańskiej czy tajskiej). Zaznaczam, iż w temacie takiej kuchni jestem totalnym żółtodziobem. Misz-masz różnych okoliczności i zainteresowań sprawił, że postanowiłam upichcić coś azjatyckiego. Mój wybór padł na naleśniki z nadzieniem ryżowo-krewetkowym. Przepis ten to moja wersja różnych innych przepisów znalezionych w necie.
Najpierw przygotowałam farsz:
1/4 szkl. ryżu dzikiego
1/2 szkl. ryżu brązowego (może być krótkoziarnisty biały ryż, jednak ja wolę nie klejący)
opakowanie krewetek w zalewie (ok. 200g)
1 cebulka dymka wraz ze szczypiorkiem pokrojona w kostkę - szczypiorek zachować do posypania
2 ząbki czosnku rozgniecione
1 cm kawałek świeżego imbiru starty
szczypta czerwonego chili w proszku lub w płatkach
1 łyżeczka hot madras curry lub pasty curry (obojętnie jakiej, może być żółta)
sól, pieprz
olej ryżowy do podsmażenia
Posypka:
uprażony sezam biały i czarny
szczypiorek z dymki
Sosy:
1. czysty sojowy
2. sojowo-octowo-sezamowy z kolendrą
3. chutney mango rozprowadzony odrobiną wody
Ryż ugotować do miękkości, odstawić.
W woku rozgrzać olej, wrzucić curry lub pastę curry, podsmażyć kilka sekund, dodać krewetki, podsmażyć. Następnie wrzucić dymkę, imbir, czosnek, doprawić chili, solą i pieprzem. Dusić wszystko do miękkości, uważając, by nie przypalić. Kiedy krewetki będą uduszone, dodać ugotowany uprzednio ryż, wymieszać wszystko, odstawić do przestygnięcia.
Na dużą patelnię wlać wrzątek. Brać po dwa złączone suche placki ryżowe (naleśnik owinięty w jeden placek mógłby się rozwalić w smażeniu), na chwilę zanurzać w bardzo ciepłej wodzie z obu stron (uważać, aby się nie poparzyć). Rozkładać placek na zwilżonej desce, nałożyć 1/5 farszu, ostrożnie zwinąć, dobrze dociskając boki. Papier ryżowy ma to do siebie, że strasznie się klei, jeśli jest zbyt wilgotny. Zanurzyłam za długo w wodzie i tym sposobem jeden placek zmarnowałam.
Kiedy naleśniki będą gotowe, należy..... dobrze przemyśleć sposób smażenia :) Mnie w tym miejscu zaczęły się schody. Powinno się te naleśniki smażyć na głębokim tłuszczu, ale nie przepadam za tym. Rozgrzałam więc normalnie olej ryżowy na patelni, położyłam naleśnik, który natychmiast przywarł do dna :( Drugi sposób okazał sie lepszy: na dno woka wlałam sporo oleju, położyłam na to pergamin, na pergamin znów wlałam trochę oleju, rozgrzałam, położyłam naleśnik i.. ufff, nie przywierał. W ten sposób usmażyłam wszystkie naleśniki pojedynczo. Może ktoś z czytelników ma lepszy patent na smażenie?
Posypałam posiekanym szczypiorkiem i uprażonym sezamem. Udekorowałam też krewetkami z zepsutego naleśnika. :) Poświęcił się dla ludzkości :)
Jak na pierwszy raz, wyszło mi to całkiem nieźle.
Najpierw przygotowałam farsz:
1/4 szkl. ryżu dzikiego
1/2 szkl. ryżu brązowego (może być krótkoziarnisty biały ryż, jednak ja wolę nie klejący)
opakowanie krewetek w zalewie (ok. 200g)
1 cebulka dymka wraz ze szczypiorkiem pokrojona w kostkę - szczypiorek zachować do posypania
2 ząbki czosnku rozgniecione
1 cm kawałek świeżego imbiru starty
szczypta czerwonego chili w proszku lub w płatkach
1 łyżeczka hot madras curry lub pasty curry (obojętnie jakiej, może być żółta)
sól, pieprz
olej ryżowy do podsmażenia
Posypka:
uprażony sezam biały i czarny
szczypiorek z dymki
Sosy:
1. czysty sojowy
2. sojowo-octowo-sezamowy z kolendrą
3. chutney mango rozprowadzony odrobiną wody
Ryż ugotować do miękkości, odstawić.
W woku rozgrzać olej, wrzucić curry lub pastę curry, podsmażyć kilka sekund, dodać krewetki, podsmażyć. Następnie wrzucić dymkę, imbir, czosnek, doprawić chili, solą i pieprzem. Dusić wszystko do miękkości, uważając, by nie przypalić. Kiedy krewetki będą uduszone, dodać ugotowany uprzednio ryż, wymieszać wszystko, odstawić do przestygnięcia.
Na dużą patelnię wlać wrzątek. Brać po dwa złączone suche placki ryżowe (naleśnik owinięty w jeden placek mógłby się rozwalić w smażeniu), na chwilę zanurzać w bardzo ciepłej wodzie z obu stron (uważać, aby się nie poparzyć). Rozkładać placek na zwilżonej desce, nałożyć 1/5 farszu, ostrożnie zwinąć, dobrze dociskając boki. Papier ryżowy ma to do siebie, że strasznie się klei, jeśli jest zbyt wilgotny. Zanurzyłam za długo w wodzie i tym sposobem jeden placek zmarnowałam.
Kiedy naleśniki będą gotowe, należy..... dobrze przemyśleć sposób smażenia :) Mnie w tym miejscu zaczęły się schody. Powinno się te naleśniki smażyć na głębokim tłuszczu, ale nie przepadam za tym. Rozgrzałam więc normalnie olej ryżowy na patelni, położyłam naleśnik, który natychmiast przywarł do dna :( Drugi sposób okazał sie lepszy: na dno woka wlałam sporo oleju, położyłam na to pergamin, na pergamin znów wlałam trochę oleju, rozgrzałam, położyłam naleśnik i.. ufff, nie przywierał. W ten sposób usmażyłam wszystkie naleśniki pojedynczo. Może ktoś z czytelników ma lepszy patent na smażenie?
Posypałam posiekanym szczypiorkiem i uprażonym sezamem. Udekorowałam też krewetkami z zepsutego naleśnika. :) Poświęcił się dla ludzkości :)
Jak na pierwszy raz, wyszło mi to całkiem nieźle.
Komentarze
Prześlij komentarz